Opowieść o trzech kobietach, połączonych pewnym wydarzeniem. Irene - była pensjonariuszka szpitala dla chorych na gruźlicę, wychodzi za mąż za człowieka, którego właściwie nie zna. Kobieta marzy o dziecku, którego mąż nie może jej dać. Potrzeba macierzyństwa jest tak silna, że Irene porywa ze szpitala niedawno urodzoną dziewczynkę. Po kilku latach prawda wychodzi na jaw, Irene trafia do więzienia, a dziecko wraca do biologicznej matki - Rity. Ta jednak nie potrafi odnaleźć się w nowej sytuacji - opłakała już stratę swojego dziecka, przekonała siebie samą, że dziewczynka nie żyje, ma drugą córkę. Mary - ofiara porwania - dorasta w poczuciu dezorientacji. Nic nie wie o tym, że została uprowadzona, prześladują ją jednak strzępy obrazów z czasów, których nie pamięta. Nie znając prawdy o swojej przeszłości, a jednak przeczuwając, że coś jest nie tak, dziewczyna nie jest w stanie określić własnej tożsamości.
"Matka Pearl" to niezły portret trzech pogubionych w życiu osób. W ich życiu nic nie układa się tak jak planowały. Bohaterki ogarnięte są albo jakąś obsesją, albo tęsknotą za czymś nieokreślonym, ale lepszym niż sytuacja, w której się znajdują. Nie są ani szalone, ani normalne, sprawiają wrażenie funkcjonowania na granicy dwóch światów.
Nie mogę powiedzieć żeby mnie ta książka jakoś szczególnie porwała, ale na pewno było to ciekawe spojrzenie na meandry kobiecej psychiki. Czyli bez szaleństw, ale ogólnie na plus.
Szkoda, że tego typu książki czytamy przeważnie tylko my... A potem panowie smęcą, że kompletnie nas nie rozumieją. A czy któryś kiedykolwiek próbował zrozumieć?
OdpowiedzUsuńPozdrawiam serdecznie :)